W obecnym świecie, naszpikowanym „wspaniałymi” tabletkami, na każdą możliwą przypadłość odnotowujemy tendencję „powrotu do natury”. Ludzie od wieków czerpali to co najlepsze z natury i byli dużo zdrowsi, niż my obecnie. Więc ten kierunek chyba jest prawidłowy. Chciałabym podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami na temat co prawda docenianej w przemyśle (np. kosmetycznym, spożywczym), ale mało docenianej domowo rośliny. Chodzi mi o dziką różę.
Z Wikipedii dowiemy się, że Róża dzika jest to gatunek krzewu z rodziny różowatych, z rodzaju róża. Posiada ludowe nazwy: psia róża, która jest tłumaczeniem nazwy łacińskiej, oraz szypszyna (stąd szypszyniec różany), nazwa o pochodzeniu słowiańskim. Krzew ten można spotkać niemal w całej Europie, w Afryce Północnej i Azji. Krzew ten rozprzestrzenił się też w Australii, Nowej Zelandii, na wyspach Kanaryjskich, a nawet na Maderze. Krzewy różane, będące ozdobą skwerów, parków, ogrodów i ogródków potrzebują dużo słońca. Ale poza tym mają skromne wymagania. Nic nadzwyczajnego prawda.
Ale nie o definicję, wygląd i wymagania chodzi. Kilka słów o jej właściwościach. Dzika róża to:
- najlepsze źródło witaminy C, której ilością znacznie przewyższa cytrusy (30-40 x więcej) – witamina ta, oprócz wzmacniania odporności, bierze udział w tworzeniu kolagenu, zatem zjadanie jej poprawia kondycję skóry.
Według najnowszych badań witamina C osłania nas przed nowotworami (zapobiega tworzeniu się w jelitach zabójczych nitrozoamin, które są substancjami rakotwórczymi)
- źródło innych witamin takich jak: witaminy A, E, K oraz z grupy B, w tym B1, B2 i kwas foliowy – wpływa więc pozytywnie na praktycznie wszystkie organy i systemy w naszym ciele
- a ponadto źródło karotenoidów, flawonoidów, kwasów organicznych, garbników i pektyn.
- wspomaga pracę wątroby
- działa wzmacniająco i przeciwzapalnie
- koi i wzmacnia skórę wrażliwą i naczynkową
- wpływa na poprawę nastroju
Jak Państwo widzą, dzika róża to samo zdrowie! No i teraz ciśnie się pytanie za pytaniem: Kiedy? Ile? Jak? Itd.
Naturalne lecznicze moce dzikiej róży najbardziej przydadzą się nam w sezonie jesienno – zimowym, kiedy łatwo jest o przeziębienie. Dobroczynne działanie dzikiej róży czerpiemy z: liści, płatków i owoców.
Liście i płatki zbieramy w suche, słoneczne dni. Można je wykorzystywać na bieżąco lub wysuszyć i potem sporządzać z nich lecznicze napary, syropy czy kosmetyki.
Owoce zbieramy od końca sierpnia do przymrozków. Uzbrójmy się w cierpliwość, nie zrywajmy niedojrzałych, twardych owoców. Jednak nie czekajmy też zbyt długo, aż zbrązowieją i staną się pomarszczone.
W internecie można znaleźć niezliczoną ilość przepisów z użyciem dzikiej róży. Są przepisy na nalewki, syropy, soki, napary, kremy i itd. Spróbujmy zastąpić kolorowe tabletki kilkoma naturalnymi przetworami i zobaczmy co się wydarzy.
Jeden z licznych przepisów na nalewkę z dzikiej róży:
- 1 kg owoców dzikiej róży
- 500 ml wódki
- 250 ml spirytusu
- 500 g cukru
Owoce dzikiej róży zbieramy, najlepiej po pierwszych przymrozkach, chodź z pogodą u nas w Polsce może być rożnie. Jeżeli dalej na dworze jest ładna pogoda, a przyszedł czas zbierania (w zależności od gatunku zbieramy od sierpnia do października) wkładamy owoce do zamrażalnika na 3 dni. Zbieramy owoce dojrzałe, ale nie miękkie i zbrązowiałe.
Po trzech dniach mrożenia się w zamrażalniku myjemy je i odcinamy końcówki. Owoce dajemy do dużego słoja i zalewam 100 ml spirytusu i 100 ml wódki. Odstawiamy na 2 tygodnie, co jakiś czas wstrząsając słojem, żeby owoce z góry znalazły się na dole. Po dwóch tygodniach wlewamy resztę alkoholu i ponownie odkładamy na dwa tygodnie, oczywiście nie zapomnijmy wstrząsać słojem.
Po następnych dwóch tygodniach nalewkę filtrujemy przez gazę, rozlewamy do butelek i zostawiamy jeszcze na około 3 miesiące. Po tym czasie nalewka gotowa!